Niewierzący wita nowego papieża


 

     Wybór Franciszka I wywołał w Polsce falę porównań z wyborem Jana Pawła II. Ponieważ w pierwszym momencie środki masowego przekazu niewiele wiedziały o samym wybranym, o Kościele katolickim w Argentynie, wręcz o Argentynie... a czymś musiały zapełnić program, więc dziennikarze zaczęli przedstawiać reakcję Argentyńczyków przez analogię z polską reakcją na wybór kardynała Wojtyły. Tymczasem jest to analogia naiwna. Oczywiście ludzie w każdym kraju spontanicznie cieszą się, gdy ktoś z nich dochodzi na najwyższe szczyty. Cieszą się, gdy dzięki temu świat dostrzega kraj niekoniecznie wpierw powszechnie znany. Zaliczają na swoje konto - zasadnie lub nie - cząsteczkę sukcesu. Jednocześnie okoliczności, towarzyszące wyborowi Polaka na tron papieski, były przecież zupełnie inne. Polski entuzjazm był reakcją narodu, który czuł się uciśniony przez panujący ustrój, który miał poczucie zniewolenia i wiecznej krzywdy, który pragnął dowartościowania. Wybitny pisarz, Kazimierz Brandys, zanotował wtedy:

 

              "W dniu wyboru Karola Wojtyły na Papieża ludzie w Warszawie biegli ulicami krzycząc z radości. M. idącą przez Świętojańską objął jakiś zapłakany staruszek: - Słyszała pani? Cud! Cud! - To nie romantyczni poeci wymyślili mesjanizm polski. Nagle o jednej godzinie wszyscy stali się mesjanistami, jakby od dwustu lat żyli w oczekiwaniu na dzień Przyjścia. Taki zbiorowy odruch irracjonalizmu mogły przekazać tylko geny narodu, który w ciągu dziesięciu pokoleń tracił wiarę w ziemską sprawiedliwość historii. Trzeba było aż tylu domowych potopów, tylu rozbiorów i zdrad, by to, co w innych krajach jest myślą polityczną, świadomością obywatelską lub poczuciem prawa, tutaj przeistoczyło się w łaknienie nadrzeczywistego znaku Niebios".

 

     Brandys najpewniej trafiał w sedno, gdy diagnozował:

 

              "Człowiek w Polaku woła dziś do Papieża: odkup nas, przywróć nam godność wielkiego narodu i powiedz światu, kim jesteśmy!"[1]    

 

     Znajomy, który w momencie ogłoszenia wyboru Jana Pawła II znajdował się w pociągu, a więc nie słyszał wiadomości (wtedy nie było telefonów komórkowych!), po wysiądnięciu w Krakowie nie mógł zrozumieć co się stało. Miał wrażenie, że ludzie na ulicach albo się masowo upili, albo oszaleli.

 

     Reakcja Polaków na wybór Jana Pawła II była też reakcją narodu nie tylko nominalnie, ale w znacznej części aktywnie praktykującego religię katolicką. Komunizm, przeciwstawiając się religii i Kościołowi, paradoksalnie przyczynił się do zwiększenia obecności ludzi w świątyniach. W niekomunistycznych krajach rozwiniętych, bez żadnej zamierzonej akcji ateizacyjnej, kościoły wyludniły się w znacznie większym stopniu niż w Europie Wschodniej. Takie zjawisko w jakimś stopniu występuje dziś także w Polsce. Wbrew częstym domniemaniom ludzi Kościoła nie wynika ono jednak ze świadomej akcji wrogów religii, lecz jest elementem znacznie głębszych procesów cywilizacyjnych.

 

     W odróżnieniu od Polski w 1978 r., w dzisiejszej Argentynie nie ma narzuconego z zewnątrz, znielubionego ustroju. Jeżeli już, to poniekąd analogiczne do Polski nadzieje wiązano z papieżem w Brazylii podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II (1980). Może niektórzy Kubańczycy wiązali je też z pielgrzymkami papieskimi. Natomiast dziś w Argentynie sytuacja jest odmienna. Nawet jeśli z pewnością są tam ludzie niechętni wobec środowisk będących obecnie u władzy, to ta niechęć mieści się w ramach zwykłej konkurencji politycznej. Nadto, nawet jeśli może ktoś chce mieć Kościół po swojej stronie w walce politycznej, to nie widzi w nim i w papieżu-Argentyńczyku podstawowego oparcia, wręcz ratunku. Co też ważne, choć Argentyna jest krajem w dominującym wymiarze katolickim, to siła faktycznego uczestnictwa w praktykach religijnych jest tam chyba nieporównywalna z Polską 1978 r.

 

     *    *    *

 

     Wybór kardynała z Ameryki Łacińskiej uważam za charakterystyczny. Co najmniej od czasu Jana Pawła II kontynent ten zdaje mi się zajmować ważne miejsce w strategii Kościoła katolickiego. Można oczywiście powiedzieć, że wszystkie kontynenty są ważne z kościelnego punktu widzenia. Niemniej jednak w Europie Zachodniej procesy laicyzacyjne zaszły daleko. Nawet jeśli może obecnie występuje jakiś nawrót do wartości tradycyjnych, to Kościół musi zdawać sobie sprawę z długości drogi ewentualnie prowadzącej do odzyskania terenu. W Europie Wschodniej na dużych obszarach dominuje prawosławie. Droga do zbliżenia z nim też nie rysuje się prosto. Azja i Afryka to kontynenty obiecujące z punktu widzenia Kościoła, ale kulturowo dlań trudne, o dużym udziale miejscowych religii. Tymczasem Ameryka Łacińska jest w podstawowym wymiarze katolicka. Obecne tam religie miejscowe i religie synkretyczne są czymś naturalnym w ramach misji ewangelizacyjnej Kościoła. Niepokojące dlań są natomiast, jak wszędzie, zjawiska laicyzacyjne oraz, w jeszcze większym stopniu, postępy wyznań protestanckich. Zwłaszcza te ostatnie muszą Kościół niepokoić - bowiem oddalają odeń ludzi, mających potrzeby religijne. Można oczywiście powtarzać, że Kościoły protestanckie rozwijają się dzięki środkom materialnym, którymi dysponują. Można mówić, że pomagają one ludziom zaspokajać ich potrzeby nie tyle duchowe, ile materialne. Nie jest to jednak pełna prawda, a problem zresztą i tak pozostaje. Wymienione okoliczności sprawiają, że Ameryka Łacińska jest dla Kościoła obszarem zarówno ważnym i obiecującym, jak wymagającym mobilizacji.

 

     *    *    *

 

     Jako człowiek z Polski i z Europy jestem zadowolony z wyboru kardynała z Ameryki Łacińskiej. Nawet dla mnie, jako niewierzącego, droga, którą idzie Kościół, jest nie bez znaczenia jako współtworząca otaczającą mnie rzeczywistość. Franciszek z jednej strony pochodzi z terenu relatywnie zmodernizowanego, a zatem problemy, z którymi się stykał, są bliższe naszym niż wiele np. afrykańskich. Z drugiej strony pochodzi z terenu o tak poważnych i tak różnorodnych problemach społecznych, że najpewniej będzie dostrzegał sprawy doczesnego świata. Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej jest znany z tego, że znaczna część jego duchowieństwa sytuuje się blisko grup potrzebujących. Swego czasu Jan Paweł II i kardynał Ratzinger, wówczas kierujący Kongregacją Doktryny Wiary, zdecydowanie wypowiedzieli się przeciwko "teologii wyzwolenia". Było to nawet zaskakujące, że papież, popierający "Solidarność" w Polsce, zajął takie stanowisko w Ameryce Łacińskiej. Prawdopodobnie zdecydowało o tym postrzeganie inspiracji światopoglądowych obu kierunków przez Stolicę Apostolską. "Solidarność", jako ruch przywiązany do wartości chrześcijańskich i odrzucający marksizm, był może nawet widziany przez władze kościelne jako przeciwstawienie "teologii wyzwolenia".

 

     Pozostaje faktem, że Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej jest uczulony na doczesne problemy ludzi. Dziś pokazywane fotografie Franciszka, gdy jako arcybiskup jeździł metrem, są charakterystyczne. Ciekawe są też jego pierwsze gesty jako papieża, będącego wciąż skromnym człowiekiem. Tylko częściowo zaskakują one mnie. Gdy pierwszy raz zetknąłem się z biskupem Biernackim w Kurytybie, zobaczyłem człowieka tak skromnego i tak skromnie ubranego, że potem po cichu zapytałem kolegi, czy się nie przesłyszałem, że to jest biskup. Przykro podkreślać, ale nie da się ukryć, że moje zaskoczenie było uwarunkowane znajomością przynajmniej części Kościoła z Polski (prawda, że znajomością umiarkowaną, jak to w wypadku niewierzącego).

 

     *    *    *

 

     Jeszcze jednym czynnikiem, który sprawia, że jako niewierzący jestem zadowolony z wyboru Franciszka, jest pewne podobieństwo kwestii rozliczenia z przeszłością zarówno w krajach Ameryki Łacińskiej, jak w Europie Wschodniej. Nie jestem zwolennikiem szukania konkretnych winnych ludzi (poza wypadkami zbrodniarzy). Natomiast sprawy trzeba przetrawić intelektualnie zarówno tu, jak tam. Jest to zresztą szczególne wyzwanie dla historyków (a jestem jednym z nich). Kościół katolicki w Argentynie nie ma dobrej karty z okresu dyktatury. Same przeprosiny w tej sprawie nie wystarczą, nawet jeśli też są cenne. Odnoszę wrażenie, że jako instytucja Kościół katolicki w Brazylii zasługuje znacznie bardziej na pochwałę za zachowanie w tym czasie. Lubię zwłaszcza odpowiedź, jakiej kardynał-arcybiskup Rio de Janeiro Eugenio Sales udzielił jednemu z przedstawicieli establishmentu wojskowego, gdy ten poprosił go o odprawienie mszy dziękczynnej w którąś rocznicę rządów generalskich. Kardynał miał wtedy powiedzieć swemu rozmówcy coś, co w swobodnym tłumaczeniu brzmiałoby: "Ma Pan zapewne, Generale, wiele powodów, by dziękować Bogu za Jego łaski - ale ja nie muszę w tym pośredniczyć".

 

     W Polsce ludzie często nie zdają sobie sprawy czym były niedawne dyktatury latynoamerykańskie. Nie rozumieją, że ich zwrócenie się przeciw komunizmowi nie usprawiedliwia ich własnych zbrodni. Przykro mi, że znaleźli się polscy politycy, którzy gen. Pinochetowi, pozostającemu wówczas w areszcie domowym w Londynie, zawieźli w dowód uznania ryngraf z Matką Boską (1999). Nawet jeśli chcieli go wesprzeć w trudnej dlań (choć też nie przesadnie trudnej!) sytuacji, to widziałem w tym geście chęć zapomnienia lub niewiedzy jak to w ramach reżimu, który uosabiał generał, "chrześcijańską miłość" wyrażano bliźnim w izbach tortur.

 

prof. dr hab. Marcin KULA - Uniwersytet Warszawski

 

 

 

 


    [1]Kazimierz Brandys, Miesiące, NOWA, Warszawa 1980, s. 82-83.

Adres

Av. Presidente Franklin D. Roosevelt, 920
Porto Alegre-RS | CEP 90230-002

Kontakt:

Tel.: (51) 99407-4242
(51) 3024 - 6504


email: revista@polonicus.com.br